sobota, 11 lutego 2017

Dzień pełen wrażeń.

Pomyśleć tylko, że jadąc rano do pracy nastawiona byłam na zero atrakcji. No nie wyszło.
Droga do pracy szybko zleciała. Na zajezdni wiadomo. Sprawdzenie trzeźwości, pobranie dokumentów. Sprawdzenie czy wszystko jest, chwila plotek i na plac szukać wozu. Długo nie musiałam się rozglądać. Stoi dumnie i czeka jakby z utęsknieniem. A może to ja szłam stęskniona do niego. Wszystko jest możliwie.
No to teraz szybkie OC. Prąd, olej, chłodnica, spryskiwacze, poszycie, wewnątrz, kasowniki, wyświetlacze, gaśnice, ramki, adblue, paliwo i reszta sprawdzone. Wszystko się zgadza więc odpalamy. Czekając na nabicie powietrza popijam herbatkę i ustawiam radiostacje. Po chwili można ruszać. Uwielbiam wyjazdy na pusto. Wtedy muzyka na pełną moc i gaz do dechy.

Pierwsza, dość zabawna sytuacja nadarzyła się szybciej niż mogłabym przypuszczać!
Jadę Traugutta, zbliżam się do przystanku, widzę, że biegną dwie dziewczyny. Idealnie zatrzymują się przy słupku przystankowym jednak autobus sie nie zatrzymuje!  Przyjeżdża obok! Jakim to prawem? Dziwią się panie a ja słyszę tylko głośne "nieeeeee" z nutką zawodu, zrezygnowania.

Pierwsze kółko spokój, miła atmosfera. Miłe odwiedziny. Chyba muszę zacząć jakieś spotkania kombinować na przykład po pracy żeby można było spokojnie pogadać.W sumie to drugie i trzecie też spokój. Po 3-5 minut opóźnienia bo przejazd kolejowy, świata Średzka Gubińska. No, ale moment, moment. Przecież za pięknie by było gdyby na tym był koniec.  Kończę trzecie kółko. I niestety już zgrzyt przez pana śpiocha. Pęcherz woła do toalety a tu śpi. Nie szło go dobudzić, w pewnym momencie miałam wrażenie, że gość mi tu zszedł... Nie wyglądał na bezdomnego. Raczej na gościa, który przesadził z %%.. ale to dopiero 10:15! W końcu wyszedł. Ale moja radość była przedwczesna! Bo na Chociebuskiej kolejny pan z %% zaczął awanturę z pasażerem. Ale tą szybko zakończyli między sobą. Pan %% opuścił pojazd, zamknięcie drzwi, pan %% zaczął się oddalać w tylko sobie znanym kierunku. Zapytałam pasażerów czy wszystko w porządku czy jedek wezwać odpowiednie służby. Kazali jechać dalej. Odbyło się bez zatrzymania i nawet o czasie. Bezpieczne wyjechanie z zatoki i jedziemy dalej. Na wszelki wypadek wpisałam w kartę próbę o zabezpieczenie monitoringu ze zdarzenia.
Naszła w końcu chwila spokoju. Jakieś kółko spokoju. Do Leśnicy ostatni kurs i prawie 15 minut w plecy. Norma. Już zapomniałam jak to tam wygląda. Odjazd z pętli dwie minuty po czasie. Dwie minuty.
No ale żeby nie było nudno...jedziemy Robotniczą, już do zmiany. Przyjeżdżamy przystanek Centrozłom - na żądanie - zero reakcji w pojeździe , nikogo na przystanku no to jedziemy dalej. W połowie drogi miedzy przystankami pasażerka nagle reaguje "ale przystanek, ja chce tu wysiąść". No trochę za późno. Informuje pasażerkę, że to na żądanie, że wcześniej trzeba dać znać, że nie wypuszcze między przystanami. No ale pasażerkę to nie obchodzi. Trudno. Mnie też nie obchodzi, że ważniejsza jest rozmowa przez telefon, która pasażerka dalej prowadziła gdy ze mną rozmawiała, niż pilnowanie przystanku na którym chce sie wysiąść.

No jak na pierwszy dzień po chorobowym całkiem nieźle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz